Wielka Niedziela, Wielka Tęsknota i odwieczna z nią Walka.
Szczęście, że jajka wszędzie na świecie, smakują tak samo…
(…)
Jak moja mama zauważyła, w ostatnim z naszych maili „wiem, wiem, to już drugie święta kiedy cię nie ma, wiem, ale co z tego…” I tak jak Ona i ja, oczekujemy, że będzie łatwiej przeżyć święta osobno, jeśli raz się to już przećwiczyło. Otóż, nieważne ile ćwiczysz rozstania, rozłąkę i tęsknotę – zawsze tak samo boli serce! I szaleje głowa – ponad tydzień rozdrażnienia i napięcia, by dopiero przy szklaneczce whiskey dojść, że to „chandra domowa”. To jest ten moment, kiedy jeszcze mieszkając w Gdańsku, rzucałam wszytko, i jechałam do domu…
Gdyby nie On, z pewnością zapomniałabym o świątecznych przygotowaniach, spakowała plecak i pojechała na jakąś wyspę lub w głąb dżungli. Łatwiej tak nie płakać, jak dzieje się coś ekscytującego. 3 lata temu pojechałam do Rzymu. Wieczne miasto, tłumy pielgrzymów, smaki i zapachy, ciepły apeniński wiatr.
Tym razem, jest nas dwoje. I to Jego pierwsze święta poza domem. Więc przełykam tęsknotę i organizuję świąteczne przysmaki. Sałatka jarzynowa (bez kiszonych ogórków i pora) , jajeczka przepiórcze (jako malowane) i kurze, chleb i bagietka na mące żytniej (wyjątkowo ciężkie do upolowania w KL), kiełbaski (wieprzowe – zakazane – jak się nasi lokatorzy dowiedzą, że są w lodówce, czeka nas eksmisja… za kiełbaski), rosół kurzęcy, nawet na ser żółty się szarpnęliśmy (średnio, 100zł za kilogram najzwyklejszej goudy….). Znalazłam bułeczki drożdżowe podobne do naszej babki (nie mamy piekarnika niestety) i za pieczeń musi nam wystarczyć wieprzowy SPAM (puszka mielonki :P). Iluzja zachowana? moim zdaniem jest do d***y takie udawanie! Ale próbować trzeba.
Życie na obczyźnie, ma swoje plusy i minusy. Nie rozumiesz polityki i plotek, ale i ekspedientki w spożywczym. Jesteś kulturowo wyjątkowy, ale i anonimowo nijaki. Zawsze świeci słońce, nawet, kiedy masz ochotę na depresyjną szarość. Owoce, warzywa, krewetki – taniocha cały rok, zapomnij o serze, śmietanie, wędlinach i pachnącym chlebie. Tęsknota za rodziną i przyjaciółmi, nadaje wielkiej wartości każdej wspólnie spędzonej chwili – cenisz i pielęgnujesz każde wspomnienie i kontakt. Ale nie możesz się po prostu przytulić.
W momentach zwątpienia, jak dziś, myślę sobie „olać tą przygodę, to inne życie, olać te tropiki i kolorowych ludzi… durna baba, która tam miała wszystko, a wyjechała szukać cholera wie czego…. przecież tam mam wszystko. Po prostu kup bilet i wróć…” Wiemy, że to niemożliwe. (Bo, nie mamy szmalu na bilet, hahahah) Jeszcze nie znaleźliśmy tego, czego szukamy. Ale czuję, że jest już blisko…
Jak do grudnia nie uzbieramy dudków na przylot do Polski, to już wiem co będziemy robić. Na pewno nie będziemy przystrajać palmy w papierowe bombeczki. I udawać że płaszczka to karp. Oj nie, będziemy nurkować z rekinami wielorybimi i polować na kraby giganty, na Wyspach Bożego Narodzenia! Tak, są tu, niedaleko…