Jeżeli podróże mają uczyć, to poznani po drodze ludzie mają tłumaczyć niejasności. I tak na prześlicznej wyspie Koh Phi Phi, w barze Tropical Garden Bungalow, przy szklaneczce wiskey z wodą sodową, barman/menager/muzyk/artysta/podróżnik Onap wyjaśniał mi magię życia na wyspie…
„Przeniosłem się tu 6 lat temu. Nie była to wielka wyprawa, pochodzę z miasteczka tu, na południu. Któregoś dnia, usiedliśmy z kumplami, jak zwykle, przy whiskey, w moim domu. Spojrzałem na ich twarze… coś się zmieniło. Byliśmy znudzeni, zmęczeni, nieszczęśliwi. W pogoni za bytem ja przestałem grać, Puk nie namalował nic od lat, a Nin zupełnie osiwiał. „To nie może być nasze życie, gdzie podziali się ci trzej faceci pełni życia” – pomyślałem. Nin napełnił szklanki.”
Dziś Onap ma około 50tki, wciąż przystojny, wyprostowany i zawsze uśmiechnięty. Piękne, falujące włosy sięgające mu za pośladki, 2 sznurki koralików, symbole, amulety, srebrne bransolety, pierścień. Dumnie prezentowane 2 własnoręcznie zrobione kolczyki, w lewym uchu. Sprane jeansy z dziurą na kolanie. Kilka subtelnych tatuaży. Tak właśnie wyobrażałam sobie cieszącego się prostotą życia faceta z rajskiej wyspy. Dobrze wiedzieć, że istnieją naprawdę.
„Dlaczego wybrałem Koh Phi Phi? 2 dni później, w zachodni brzeg Tajlandii uderzyło tsunami. Na zniszczonych wyspach szukali pomocnych rąk do odbudowy. To był dla mnie jasny znak. W ciągu 24h byliśmy z chłopakami na łodzi, rozbijając się o fale w kierunku wyspy. Miasteczko, tam na dole, było całkowicie zrównane z ziemią. Tu, w Tropical Garden, mieszkało wtedy około 200 osób. Myliśmy się w basenie, całe dnie spędzaliśmy na budowie, mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. Wieczorami z muzyką i rozmową staraliśmy się przetrzymać ten trudny okres. Staliśmy się jedną wielką rodziną. I tak już zostało. My zostaliśmy. Po odbudowie założyliśmy z Pukiem salon tatuażu i rękodzieła, Nin został managerem w Tropical Garden, pewnie niedługo całkiem przejmie ten biznes. A bar? Lubie poznawać nowych ludzi. Słuchać ich historii. Skąd ty się tutaj wzięłaś?”
I tak opowiedziałam mu o dyplomie, Londynie, włoskim artyście, bilecie do Kambodży, fotografii, dzieciakach z Siem Reap, przeprawie przez Tajlandię, słonecznej gorączce, wszystko po kolei aż do dzisiejszej wiskey. No i jakie mam plany na jutro.
„Jutro, huh? A co jeśli jutra nie będzie? Uwierz, jutro nigdy nie nadejdzie. Nie ma sensu planować czegoś, co jest tak niepewne, pracować na coś, co może nigdy nie przyjdzie. Myślisz, że zachodzące dziś słońce jutro będzie inne? A przeszłość? Tutaj, każdy dzień poprzedni jest podobny do kolejnego, w końcu godzina zawsze ta sama, hahaha. Przeszłość to coś co było, pamiętaj o tym, ale nigdy nie wracaj. Żyj dzisiaj, bo jutra nie będzie…”
„Widzisz ten tatuaż, to symbol boga Om, o tam, możesz zobaczyć jak wygląda. Mężczyzna z głową słonia, czasami z wieloma parami ramion, zawsze uśmiechnięty. To symbol spokoju, medytacji, mądrości i akceptacji rzeczywistości. Ten symbol, to nasz totem. Wszyscy go mamy. Pokażcie jej chłopaki… Widzisz, odkąd postanowiliśmy zmienić nasze życie, Om opiekuje się nami, przynosząc dobre rzeczy, bo tylko ci co mają odwagę zrobić krok…”
Nok, koleżanka odwiedzająca ich na wyspie, weszła do baru, a ja już nie usłyszałam końca opowieści. Ale patrząc na życie toczące się tu na wyspie, na radość w oczach tych 3 dojrzałych facetów, przyjaźń i miłość w najczystszej postaci, wiem, że krok i odwaga prowadzi do prawdziwego szczęścia.
Nie potrafię zupełnie zapomnieć o jutrze. Mam wiele planów i nadziei. Nie potrafię zupełnie oderwać się od przeszłości. Tak silnie wpłynęła na to kim teraz jestem. Ale skoro podróże uczą, to chcę zapamiętać tą lekcję, zakodować w pamięci mądrość Koh Phi Phi i kroczek po kroczku osiągać to rajskie szczęście. A jutro? Tym razem dam się zaskoczyć!