Jak Niemożliwe, staje się Możliwe.

Posts tagged ‘Minusy’

PKP – Przegląd Kreatur Podróżnych

W ciągu ostatnich kilku miesięcy, było mi dane powrócić do studenckiej radości, jaką jest przemieszczanie się pociągiem. Nasze narodowe linie przewozowe, gwarantują pasażerom stały dopływ rozrywki – niewielka liczba wagonów, ogrzewanie w lipcu, wielogodzinne opóźnienia i pozamykane toalety. To wszystko jest niczym, w porównaniu z przyjemnością, jaką gwarantują nam współpasażerowie. I w takim właśnie gorącym, opóźnionym pociągu siedzę i opisuję, nasze wspaniałe społeczeństwo polskich Kreatur Podróżujących.

1.       Megaloman Niewrażliwy

W ostatnich latach występuje liczniej i głośniej. W boomie tanecznego szaleństwa często spotykany  w mutacji matująco-nawilżającej. Najpopularniejszy w odmianie techno, metal lub hip-hop/rnb. Starsze, dłużej żyjące odmiany dzielą się z współpodróżnikami muzyką klasyczną i starym dobrym rockiem. Bez względu na wielkość słuchawek czy moc sprzętu, obdarowuje hojnie melodiami czasem podśpiewując. Jedyny sposób na przetrwanie wielogodzinnej podróży to własny zestaw audio lub modlitwa o szybkie wyczerpanie baterii.

2.       Matka Polka Podróżująca

Kanapki, soczki, obierane ogórki, herbata w termosie i wafelki – to obowiązkowe elementy godzinnej nawet podróży.  Bez względu na ilość posiadanych dzieci, Matka Polka ma ze sobą kosz pełen smakołyków. Chętnie obdarowująca. Mylnie przekonana, że młode dziatki w podróży spalają nieokreślone ilości energii – chętnie uzupełniająca braki niezliczoną ilością kanapeczek, jajeczek, pomidorków, kotlecików i cukiereczków. Gatunek na wyginięciu. Współczesna, młodo-pokoleniowa Matka Podróżująca musi mieć zapas baterii do GameBoy’a i chipsy w 4 smakach.

3.       Kolonista Terrorysta

Spotykany wyłącznie w dużych, zorganizowanych grupach. W zarezerwowanych przedziałach, po 10 osób, cisnący się, rozwrzeszczany, rozbiegany i pełen pomysłów. Synchronizacja następuje tylko przy wycieczkach do toalety czy sąsiednich przedziałów. Migracje skuteczne i nieustanne. Odnoszące sukcesy w terroryzowaniu nie tylko opiekunek, ale i pasażerów 3 sąsiednich wagonów. Najczęściej spotykane w odmianach (w zależności od wieku): nie-śpiących, płci-walczących, cichcem-przeklinających i telefonami-z muzyką-szpanujących. Bezwzględnie unikać.

 4.       Spacerowicz Pospolity

Taktyka Spacerowicza opiera się na kilku prostych zasadach: usiąść przy oknie, wyczekać aż współpodróżnicy zasną, ruszyć ku rozprostowaniu kości. Szczególnie uciążliwy przy załadowaniu pociągu 210% (w Polsce w okresie maj-wrzesień oraz podczas wszystkich religijnych i państwowych świąt). Przechadza się to do toalety, to do okna, to do kolegi zauważonego w ostatnim wagonie pociągu. Odmiany wyższe posiadają dodatkowe obuwie-kapcie zwiększające komfort przemieszczania oraz obwieszczające „klapaniem” nadejście. Jedyną formą walki jest udawanie silnego snu – poświęcenie, który doceni cały wagon drzemiących w korytarzu..

5.       Randkowiczka Strojna

Kreatura wyjątkowo barwna i ciekawa. Zawsze ubrana w najpiękniejsze stroje. Dekolty, mini spódniczki, pępki i rozwiane włosy. Obowiązkowo obcasy i brzęcząca biżuteria. Niespotykana bez makijażu i długich pomalowanych paznokci. Najprawdopodobniej w pociągu szuka samca lub do samca jedzie. Zawsze prosi o pomoc przy bagażach, miejsce siedzenia dobiera na podstawie atrakcyjności, wieku i dobytku pozostałych pasażerów. Najciekawiej obserwować wczesną wiosną. Często spotykana w parach (tzw. „Psiapsióły Strojne Polujące”)

6.       Multi-bagażowiec Wielki

Podróżuje pojedynczo lub w niewielkich grupach. Bez względu na ilość podróżujących, na jednego osobnika przypada zazwyczaj jedna wielka waliza, plecak, plecaczek, walizeczka na kółkach, torba sportowa, koszyczek i torebka XXXL w przypadku samic. Osiedlenie zawsze wymaga zaangażowania przypadkowych współtowarzyszy. Osobnik wyjątkowo niesamodzielny. Brak umiejętności planowania – gazety, przekąski, napoje, telefon, książkę czy sweter ma zapakowane w kilku różnych torbach. Najbardziej męczący podczas wysiadania w późnych godzinach nocnych – pełne wybudzenie i reorganizacja przestrzeni nieuniknione.

7.       Współtowarzysz Senny

Podróżnik szczęśliwy – zasypia 5 min po uruchomieniu silników, wybudza się na szturchnięcie do wysiadki pilnującej koleżanki lub partnera. Podróż mija mu szybko i przyjemnie. Osobniki podróżujące samotnie często czule przytulają się do obcych lub do szyb. Właściwie nieszkodliwy, zdarza się jednak odmiana chrapiąco-pierdząca, gadająca przez sen lub śpiąca tak twardo, że nawet konduktor nie jest w stanie delikatnie wyegzekwować biletu. Rozrywka obserwacji rozluźnienia mięśni i opadającej głowy – gwarantowana.

8.       Zmarzlak Całoroczny

Osobniki w większości wiekowe, z pewnymi wyjątkami młodych-chorowitych. Zimą charakteryzuje się szalikiem, czapką i zapiętą kurtką, szczelnie obadulony/a nawet przy palącym ogrzewaniu. Energię kumuluje by w odpowiednim (przedwczesnym) momencie nakrzyczeć na przechodzącego, że nie zamyka drzwi.  Latem, nawet przy 8 osobach w przedziale, palącym słońcu i 30*C za oknem, nie pozwoli uchylić drzwi, a tym bardziej okna. Wiecznie narzeka na przeciągi, osobniki bardziej nieśmiałe znacząco, z teatralnym rozmachem ubierają bluzy, kaszlą i podrygują. Skutecznie zwalczany przez Spacerowicza lub Kolonistę – prowodyrów ciągłych przeciągów.

9.       Młodzieniaszek Swobodny

Właśnie wyjechał na pierwsze, wolne od rodzicielskich oczu, wakacje. W grupie znajomych równie wyswobodzonych. Radość bezgraniczna objawia się w języku jedwabistym, oprocentowanych trunkach, dzielonych papieroskach i niebezpiecznych związkach. W drodze na biwak, spływ, trekking, plażę lub festiwal. Charakteryzuje się dużą tolerancją na dyskomfort jazdy, wyznając zasadę im ciaśniej tym weselej. Młodym podróżnym gwarantuje powiew świeżości i nastoletnich wspomnień, starszych irytuje i obraża. Występuje w mutacjach złotej, harcerskiej, znudzonej, pijącej i wściekłej.

10.   Telefonistka Raportowa

Przypadek głośny, wścibski i popularny (we własnym mniemaniu).Występuje głównie samotnie. Mijający za oknem krajobraz, urozmaica raportowaniem koleżankom, rodzinie i narzeczonym, wszelkie szczegóły – pogodę, rodzaj zalesienia, samopoczucie, dramaturgię jazdy, wygląd współpasażerów. Szczegółowe opisy uzupełnia wybuchami śmiechu i zapowietrzaniem. Najważniejsza zasada by każdemu rozmówcy opowiedzieć dokładnie to samo, jest to forma uczciwości gatunkowej. Osobniki męskie występują w dwóch rodzajach – biznesowej i zakochanej – traktując czas podróży na załatwienie spraw niecierpiących zwłoki (częstym brakiem zasięgu usprawiedliwiając koniec niezręcznej rozmowy.

11.   Okularniczek Poczytny

Droga jest dla niego/niej czasem na nadrobienie zaległości czytelniczych. Na stoliczku czekają więc 3 tomy sagi fantastycznej, słownik języka obcego, magazyny wszelakie i segregatory notatek. Pieczołowicie rozkłada wyżej wymienione, obmyśla plan lektury, wyciąga okularki, otwiera książkę i … zasypia. Wyjątkom udaje się przebrnąć przez magazyny, ewentualnie notatki i opis książki z okładki. Odmiany Podrywacza Intelektualisty i Bizneswoman Się Kształcącej wyjątkowo zabawne podczas obserwacji. Rzadko dzielą się lekturą. Jednostki posiadające jedną wielką księgę wciągającego kryminału charakteryzują się natomiast niewielką wrażliwością na bodźce świata zewnętrznego.

12.   Wygodniczek Dwumiejscowy

W szczycie ruchów turystycznych osobnik zwalczany, aczkolwiek pospolity. Z satysfakcją zajmuje dwa miejsca w przedziale, ignorując spojrzenia kwitnących na korytarzu. Na zapytanie „Czy to miejsce jest zajęte?” reaguje sennością, głuchotą lub kłamstwem. Udoskonala techniki na „cenny bagaż”, „bolący kręgosłup” czy „śmierdzące stopy”. Rzadko spotykane dobrowolne odstępstwa obserwujemy przy kontakcie z atrakcyjną płcią przeciwną. Zwalczany upierdliwością, znaczącym pochrząkiwaniem lub w konfrontacji-werbalnej-nieprzyjemnej.

13.   Gadżeciarz Szpanujący

Telefon, komputer, odtwarzacz mp3, tablet, gra i e-book – elementy rozpoznawcze gatunku. Wielość gadżetów nie determinuje siły szpanu – czasem jeden e-lement wystarcza do uzyskania odpowiedniej siły rażenia. Spotykany w odmianach strachliwej-nieśmiałej i chętnej-przemądrzałej (zainteresowaniu mogą się czegoś od tych drugich ciekawego dowiedzieć i nauczyć). Odpalają swe maszyny nowej generacji by grać w pasjansa, przeglądać biblioteki lub próbować łączyć się z internetem. Silnie uzależnieni od stałych dostaw prądu. Gatunek ciekawy i nieszkodliwy.

14.   Palacz Nonszalancki

Trudny do wypatrzenia, łatwiejszy do wyczucia. Pod kamuflażem małego pęcherza popala w toalecie mentolowe, zagryza gumą do żucia i wietrzy korytarze. Odmiany towarzyskie szybko rozpoznają sprzymierzeńców i opanowują korytarzowy przedsionek. W społeczeństwie polskim trudne do wytępienia, z dużym prawdopodobieństwem ataku celem obrony swoich dymiących praw. Przy coraz silniejszych walkach rządu z biernym paleniem, Palacz świadomy łamania przepisów, nonszalancko udaje, że z dymkiem i odpałkami w wagonie, nie ma nic wspólnego.

15.   Konduktor Wkurzony

Bez względu na typ pociągu , trasę linii czy porę jazdy – zawsze można jego/ją spotkać. Prowokowany upierdliwością podróżnych, opóźnieniami, zimnem/upałem i niską płacą – pracę swą wykonuje przyodziany w czerwone barwy wojenne. Opryskliwy, zimny, trzaskający i niedoinformowany. Pot i zmęczenie wprost proporcjonalne do procentu przepełnienia wagonów. Jedyny sposób uniknięcia bombardowania spojrzeniem, to ciągła gotowość do sprawdzania biletów, nie zadawanie pytań o długość opóźnienia i niewielki, pełen zrozumienia, uśmiech.

Jaką ja jestem Kreaturą? Wredną! A typem podróżnym, można się przekonać tylko dzieląc ze mną przedział. : )

Ps. W duchu słońca i wakacji, wszystkim Wam życzę udanych podróży i ciekawych doświadczeń. Jeśli spotkasz nowe gatunki Kreatur Podróżujących – napisz, wzbogacimy Przegląd o Twoje obserwacje.

Promocja.

Wszędzie, na każdego podróżnika, czekają niespodzianki. W Tajlandii zaskoczy Cię różnorodność męskich fryzur, pikantność potraw, temperatura w nocy, ilość wypasionych SUV-ów. Ale największym zaskoczeniem będzie zachłanność i kombinatorstwo biur podróży. To jak na każdym kroku, każdy, od sprzedawcy bananów po agenta linii lotniczych, będzie próbował wycisnąć z Ciebie jak najwięcej grosza.

Niby człowiek jest przyzwyczajony, a co najważniejsze przygotowany na negocjacje, niedowierzanie i oszczędność, czasem jednak obdarzy zaufaniem agenta/właściciela hotelu/taksówkarza. I nie ubytek gotówki boli, a świadomość perfidnego nabicia w butelkę.

Sytuacja: postanowiłam zwiedzić 3 tajskie wyspy – rozrywkową Koh Phi Phi, spokojną Koh Jum i piękną Koh Lantę. Po dotarciu do Krabi z Phetchaburi, 10h pociągiem, bez wcześniej zarezerwowanego hotelu, udaję się prosto do najbliższego zauważonego biura podróży. Po godzinie teatru – telefony, strony internetowe, foldery, rozmowy z współpracownikami, wielkie zamieszanie, hałas i dyskusje, udaje mi się wybrać hotel, z w miarę przystępną ceną, dobra lokalizacja, internet, 2 łóżka, bez śniadania ale pranie gratis. Po dotarciu okazuje się że zapłaciliśmy „agentowi” około 30% więcej, niż dalibyśmy wchodząc z ulicy do hotelu. Tłumaczę to prowizją. Normalne. Ale kiedy się okazuje, że ani internet, ani pranie, woda zimna, a „agent” jest kumplem właściciela… Spokojnie, to pierwszy raz, na przyszłość będę rozumiała…

2 dni później, siadam z właścicielem hotelu przy wielkim stole, prosząc o pomoc w zorganizowaniu wyprawy po 3 wyspach, bo niewiele jest online, mało kto mówi po angielsku, a telefony drogie. 2h zajęło zarezerwowanie 3 hoteli, dogranie 4 łodzi, plus rezerwacja autobusu do Malezji, plus standardowo cały obowiązkowy teatr i dramaturgia niemożliwości zorganizowania czegokolwiek szybko i tanio (myślę, że uczą się tego na specjalnych kursach w szkołach turystyczno-aktorskich).

10 dni później, po doświadczeniu na własnej skórze prawdziwych cen, wiem, że wszystko – sama –  załatwiła bym o jakieś 50% taniej i zdecydowanie wygodniej (pomijając marudzącego Włocha i ciężar plecaka). I jak już mówiłam, to nie ubytek pieniędzy boli, tylko świadomość, że każde słowo „promocja”, „zniżka dla Ciebie”, „po przyjacielsku będzie taniej”, „udało się zarezerwować ostatni pokój, specjalnie dla Ciebie” i tym podobne, to bzdura i marketing grubymi nićmi szyte. Ale co mam poradzić na to, że podczas 2 miesięcznej podróży człowiek naturalnie potrzebuje czasem komuś zaufać. (na szczęście około 3,4 razu, pozbywa się zupełnie złudzeń, i wierzy tylko temu, co widzi)

Rada: kiedy odwiedzać będziesz Tajlandię czy Kambodżę, bezwzględnie negocjuj wszystkie ceny (pierwsza podana wartość jest około 70% wyższa od rzeczywistej – przykład wyjątkowy: z 250B za magnes, zeszłam do 30B, mówiąc tylko tyle, że za rogiem mają identyczne za 35B). Jeżeli czujesz się na siłach samodzielnie organizować wszelkie aspekty podróży – zrób to. Zyskasz satysfakcję, oszczędzisz grosza i czas. A za każdą rozmowę z tubylcem zapłacisz, prędzej czy później. Tutaj nic nie jest za darmo.

Kiedy po zwiedzeniu wysp wróciłam do Krabi, punktu wyjścia wycieczki, zwróciłam delikatnie uwagę właścicielowi hotelu, który mi wszystko załatwił, że nieźle się na mnie wzbogacił, nie wiem jak to działa w Azji, ale w Europie byłby mi winny pieniądze i odszkodowanie, że może sobie w d*** wsadzić całą tą uprzejmość i teatrzyk, że zrobił ze mnie idiotkę raz i więcej sobie kulturalnie tego nie życzę. Powiedziałam mu jak mnie szokuje ten wyzysk i zakłamanie, to aktorstwo i perfidność zachowania…

Pokój za darmo na kolejną noc, nagle działający internet, wycieczka do Tygrysiej Świątyni i drukarka do dyspozycji mówią same za siebie. I w całych tych nerwach, cieszę się, że jest jednak odrobina przyzwoitości w południowo-wschodniej branży turystycznej.

Ps. W Malezji, dokładnie w Georgetown, już niby mądrzejsza, nie rezerwowałam hoteli ani transportu przez „agentów”, sama przeszłam się po mieście, porównując ceny i standardy. Wydawało się, że wybór padł właściwy, a tu niespodzianka. LoveLaneInn, którego właściciel więcej ściemniał niż oddychał, jego oszczędność graniczyła z absurdem a informacja turystyczna dotyczyła jakiegoś miasta gdzieś w Kanadzie, bo na pewno nie tego, po którym przyszło mi błądzić. Na każdym kroku – niespodzianki! :)

Stres.

Wyobraź sobie poranek. Cisza. Opuszczone do podłogi rolety, szczelnie blokują dostęp promieni słońca. Budzik. Zrywasz się z łóżka, ale to przecież nic nowego. Robisz to w dni powszednie i niektóre święta. Stardandowa procedura – toaleta, prysznic, kawa, wyskakujesz z piżamy, wskakujesz w wieczorem przygotowane (skrupulatnie przemyślane) ubrania. Masz ekstra 5 min, więc postanawiasz przepatrzeć jeszcze wszystko, na spokojnie obmyśleć plan działania. Żegnasz się z przyjaciółmi, słyszysz „buon viaggio”, zatrzaskujesz drzwi. No a potem pada pierwszy krok…

Górka na którą przychodzi Ci się wspinać wydaję się ciut bardziej stroma z 20kg na plecach, ale to nic, dziwigało się większe ciężary. Przystanek. Na rozprawę o włoskich autobusach i komunikacji publicznej, nie ma teraz miejsca. Wiesz tylko tyle, że rozkładu nie ma, a autobus albo będzie albo nie. Prawda, że ciekawie? Ale to nic, samolot odlatuje za 5h, mamy zapas czasu na oczekiwanie i telefon do zaufanego taksówkarza w razie poślizgu. Po 25min autobus jest. Jeeeej! 20 kolejnych minut jazdy i już jesteś na dworcu – bilet, info, tunel i już czekasz na peronie. Pociąg zjawia się 7min wcześniej, ale to w końcu Rzym, Włosi itd… itd… W pełni szczęścia zajmujesz miejsce „ahh wszystko idzie zgodnie z planem!” Łapiesz za telefon, przeglądasz SMSy, wyciągasz słowiniczek, patrzysz na widoczki. Po 45min zazynasz się niecierpliwić „przecież ostatnio jechałam 30min…i nie pamiętam żadnej z tych stacji… przepraszam…. Czy ten samolot jedzie na lotnisko?…?!?!… czy ten pociąg jedzie na lotnisko?” „no no, diverto direzzione!!”. !!!

Biegiem do wyjścia. Jeden plecak na plecy, drugi przez ramie. Wypadasz z pociągu. Pusty peron. Żadnej informacji. Po 2min podjeżdza pociąg. Całe szczęście że Włosi, że Rzym i nikt tu nie sprawdza biletów (chociaż jakby mi sprawdzili po 10 min, ktoś by mi uświadomił, że wsiadłam nie w tym kierunku!!). Zajmujesz miejsce. Zaczynasz dodawanie. Stracone 45min, kolejne 45min do odrobienia, plus 25min na lotnisko. Ok. Będę miała równo 2,5h  przed odltem. Będzie czas na śniadane…. (oh, gdybym wtedy wiedziała jak bardzo będę się mylić, wylizałabym papierek po eklerku)

(…)

Lotnisko. Nareszcie. Czas przewidziany na internet przeleciał w pociągu, ale wierzysz, że dasz radę chociaż zadzwonić do rodziny. Odprawa. Kolejka, ale robiliśmy to już tyle razy, na spokojnie. Wyszukujesz tylko niecierpliwie toważysza podróży. Miał pojawić się o 12. A już jest 12:03!!!  Pewnie ma opóźnienie. Plecak zabezpieczony, dokumenty przygotowane. Podchodzisz do stanowiska. Spokojnie, jeszcze 30min do zamknięcia odprawy. Klik klik klik…. Spojrzenie na paszport. Spojrzenie w monitor. Znów paszport. Klik klik klik. „I am sorry miss, we can’t let you go” („przykro mi, nie możemy pozwolić pani lecieć”). Jak to???? Regulacje, przepisy, wizy, bilety, bla bla bla….

Tak, to jest jeden z tych momentów, kiedy słychać, jak pęka mała żyłka w mózgu. PAM!

Jak w scenariuszu amerykańskiej komedii o nastolatkach. Biegniesz. Zaczepiasz plecakiem o ludzi, słupki, bilboardy… biegiem przez jedno piętro. Spowrotem na dół. Gdzie to cholerne biuro podróży??  Spowrotem do stanowiska. Gdzie mogę zmienić bilet!!!!! „@#$%%&**%$#!!!!@@#{>”???” Połowa ludzi nie rozumie znaczenia słowa „z drogi” (co najmniej w 3 językach). Wali Ci serce! Pocisz się jak świnia (niechciałam, przepraszam). 15min później. Ok. Udało się. I masz jeszcze 3 minuty do zamknięcia odprawy. (…) Poszło! (aby uzmysłowić czytelnikowi dramaturgię sytuacji, dodam, że Fiumicino jest największym Włoskim lotniskiem, ilością stanowisk samego Terminalu3 równej 520)

Uff, wszystko załatwione. Nie wyszedł internet.Nie udało się zjeść śniadania. Nie było na spokojnie rozmowy z toważyszem podróźy. Ale trudno. Już można się zrelaksować. Jest jeszcze chwila na telefon i kupno wody mineralnej. Może jakiś łakoć. Płacisz. Wychodzisz. Wsiadasz do kolejki, która wiezie Cię na Terminal2. I gdzieś w połowie, orientujesz się, że nie masz portfela. Paszport i bilety w taśce, ale kasa i karty płatnicze w portfelu. Gdzie???? No to zamiast wysiąść z kolejki, wracasz spowrotem. Wysiadasz. Tam nieprzyjemny policjant każe Ci zawrócić, że z tu się nie wysiada, że mnie zabierze do lotniskowego więzienia!! Spoko, samolot odlatuje za 20min, a kulejąca włoszczyzna jest wielce pomocna w negocjacjach! Podchodzi jakaś babka, krzycze do niej „ZOSTAWIŁAM PORTFEL!! WALLET, THERE” Lituje się, przepuszcza mnie przez skaner, biegiem do kawiarenki…

W tym miejscu chciałabym podziękować panu w kasie, który nie przytulił 100$ i 89euro które miałam w portfelu. Dziękuję!

15min do odlotu, poziom adrenaliny wyzszy niż przy bunge-jump na frotce do włosów nad przepaścią pełną kroodyli i małych dziewczynek. Aerodynamika moich kształtów nie ułatwia biegania. Nie zawiązane po skanerach buty też nie bardzo (i ustalmy że to o buty chodziło bardziej :P)

(…)

Całe szcęście, że samolot duży, i panie z kwiatkiem we włosach kłaniają się w pół. I całe szczęście że klimatyzacja była. Teraz gdy to piszę, 7h później, po kilku lampkach wina, śniadanio-obiedzie, 2 kreskówkach w lotniczej telewizji – wiem – że dużo jeszcze przede mną – negocjację z celnikami, opóźnienia, pewnie i sraczka…. Ale skoro przeżyłam dzień dzisiejszy, reszta pójdzie jak po maśle…